Monday, March 31, 2014

our tradition


My Husbad and I have a little weekend tradition. This tradition is a little weekend trip.
On Saturday's mornings we like to sit, snip our coffee and think what to do. Usually he is asking me: "so...where you wish to go my love?".
And my answer is usually: "to some beautiful place". 
We have some our favourite places which are always good idea. The best example of such place is Piran. We also like to visit places we've already been to just for checking if they are the same beautiful in different season.  And of course we love to explore some totally new places.
Then after morning coffee we check what is the weather forecast for the weekend in Slovenija and with that little help we usually choose sunny and warm locations. 
This weekend was perfect. Saturday trip- where we were and how it was I will write and show you as soon as I will download photos. 
And Sunday we went to the city centre. It also is our little weekend tradition reserved for those weekends which we are spending in Ljubljana - drinking our favourite coffee or drinking coffe in our favourite place (because it is a big difference between favourite coffee and favourite place, and beceause nothing is perfect they are not in the same place...at least not in Ljubljana).
This weekend was perfect- trip, coffe in our favourite place and a lot, a lot of sun! and what is the most important our private little Sun was enjoying that time with us:)

p.s. I know, my english is h o r r i b l e... forgive me and try understand no matter of my embarrassing mistakes...

p.s. I am thinking about making some postcards with a view of Ljubljana. What do you think about this idea?




Friday, March 21, 2014

dzis zachmurzenie umiarkowane



Zniknełam, wsiaknełam na czas jakis. Oczywiscie mam bardzo wazkie ku temu powody i usprawiedliwienie podpisane, uwaga, przez...MAME we własnej jej osobie!
Mama (i swiezo upiczona babcia zarazem) przyjechała do nas i juz jakis czas temu i spedzamy wspolnie czas. Rozpieszczamy sie długimi, słonecznymi spacerami podczas ktorych "lasnujemy" nasze trzy pokolenia, drozdzowym ciastem z kruszonka (pyyychota i mniam, mniam!), kawa w kafejkach nad brzegiem Ljubljanicy i sadzeniem kwiatkow na balkonie (balkoniku raczej;)
W tak zwanym miedzyczasie odwiedziła mnie tez choroba wstretna i powaliła z nog goraczka wysoka 40 stopni.
-Takiej goraczki nie miałam od czasow swojej młodosci.- powiedziała postekujac starczo Marysia.
Nawet nasza mała K. nie oparła sie urokom kaszlu i kichania.
W oczekiwaniu na przyjadz Mamy i Babci, zagniezdziłysmy sie w łozku (mała K. choroba i ja) na kilka dni wyłaczajac komputer i sciszajac dzwonek w telefonie. Fajnie tak:) w sensie nie fajnie chorowac, tylko fajnie wyłaczac sprzety czaso-pozerajace. Ulga to taka niesłychana. Chyba czesciej bede sobie fundowała taki off-line, albo chociaz wprowadze limity czasowe lub zadaniowe.
Poki co po słonecznych, iscie majowych dniach zapowiadaja powrot do pogody normlanej - kwietniowej. Szkoda. Juz przyzwaczaiłam sie do wygrzewania sie na słoneczku i przygowałam sobie nawet zestaw chmurek ratunkowych (do uzycia w razie nadmiaru słonca, przy nagłej potrzebie cienia i w obliczu braku drzew lub kawiarnianych parasoli, pod ktore mozna sie ukryc).
do przeczytania wkrotce!
buzka!


Friday, March 7, 2014

mobile



Nie wiem jak maja inne młode mamy. Ja miałam tak, ze w pewnym momencie ogarneła mnie wielka "przed- dzieciowa" goraczka. Zaczło sie to objawiac ogromnym strachem, ktory mozna opisac w skrocie "jak to bedzie" i "czy dam rade". To pewnie za kazda mama;) potem w jakims amoku rzciałam sie na strony internetowe poswiecone rozwojowi dzieci, a raczej temu jak ten rozwoj wspomagac aby nie zaprzepascic tych dobrych i własciwych momentow. Potem przytłoczona ogromem wszytskiego: informacji, porad, przepisow i zalecen, rzuciałam w kat komputer, przestałam faszerowac sie dobrymi poradami i oddałam sie pod opieke instynktom. Nie bez powodu przeciez mamy instynkty, dzieki ktorym gatunek ludzki przetrwał tyyyyyyle lat. Jakos ta swiadomosc naszych przodkow podniosła mnie na duchu i pozwoliłam sie "niesc" przeczuciom, intuciji i naturalnym odruchom. 
Mimo wszytko sa jakis fajne metody i wskazowki, ktore w natłoku wszystkich innych plastikowych i elektornicznych propozycji wydały mi sie atrakcyjne i takie...normlane. Taka własnie metoda jest system opracowany przez Marie Montessori (ach, te Maryski to przezwaznie maja dobre pomysły;). Nie bede pisała co i jak, na czym to wszytsko polega albo z czym to sie je. Wszyscy prawie juz słyszeli, a jak nie to wujek Google słuzy pomoca. Ja wiem duzo mniej niz bym chiała (ach, marzy mi sie kurs pedagogiki Montessori). Korzystam sobie za to z fajowych pomysłow. Takim własnie fajowym według mnie pomysłem sa mobilki, karuzelki, ktore wieszam Małej K. nad posłaniem.
Na poczatku zrobiłam jej czarno-białe kontrastowe obrazki. Wszystkie wzory raczej geometryczne. Kołka, linie, szachownica. Pomiedzy czern i biel to tu, to tam wkradał sie jakis czerwony akcent. Jak na moj gust obrazki totalnie hipnotyzujace. Mała K. potrafiła sie w nie wgapiac i wgapiac. W oczkach widac było koncntracje i zaciekawienie. Prawie słyszałam jak w małej głowce tworza sie nowe połaczenia neuronowe;) Nastepnie powstał czarno-biały mobil. Zrobiłam go zainspirowana mobilem, ktory w pedagogice Montessori nazywa sie Munari.Nie mam zdjec aby go tutaj pokazac, ale był bardzo prosty. Szesc małych kołeczek wycietych z papieru i pomalowanych w geometryczne wzory zawiesiłam na nitkach nad łozeczkiem Małej. Kalina bardzo lubiła sie w nie wpatrywac. Jej ulubione to kołeczko pomalowane w małe, czarne okregi z czerwona kropka w srodku. Smiała sie głosno kiedy wieszałm jej te kkeczka nad głowa:)
Teraz przyszedł czas na drugiego mobila- Gobbi. W orginale jest on zrobiony ze styropianowych lub drewnianych kulek owinietych nitkami. Dla mnie jednak owijanie czegos kolorowa nitka byłoby jakas dramatycznie mrowcza praca, powszłam wiec na "łatwizne" i wykorzystałam całe motki:)
Zawiesiłam odpowiednio i oto nowy mobil:) Został powitany z podobnym entuzjazmem jak poprzeni.





Wednesday, March 5, 2014

pomocnik mamy


Dzis gdzies tam głeboko i daleko w internece natknełam sie na kolejne opisy wyprawek dla noworodkow. Poogladałam sobie troszke, nacieszyłam oczka. Tyle tego! I takie ładne! I takie wymyslne! Po chwili zorientowałam sie, ze ja to strasznie nienowoczesna mama jestem bo wiekszosci akcesoriow nie mam, nie uzywam i nie wpadłam nawet na pomysł, ze cos takiego moze w ogole byc.... Doswiadczenie mam niewielkie, bo za nami nawet jeszcze nie 3 miesiace wspolnego zycia. Jednak jako swiezo upieczona mama poki co swietnie sobie radze (a przynajmniej tak mi sie wydaje) bez tysiaca mniej lub bardziej potrzebnych gazdetow. W ciazy z predmetytacja unikałam ston www poswieconych maluchom (no niech bedzie- było kilka wyjatkow, ale te dotyczyły raczej wystroju wnetrz, a w tym pokoikow dzieciecych, i moge je z czystym sercem zaliczyc do wyjatkow potwierdzajacych regułe). W marketach unikałam działow sklepowych poswieconym najmłodszym. A przed wejsciem do jakiego sklepu z rzeczami TYLKO dla dzieci broniłm sie rekami i nogami. Dlaczego?
To proste. Wiem jak łatwo jest mi w emocjach ulec goraczce kupowania i wydac pieniadze na rzeczy, ktorych miec nie musze i ktorych wcale nie potrzebuje. A jelsi chodzi o biznes dookoła-dzieciakowy to dzieja sie tu rzeczy w mojej opini wyjatkowo straszne. Młodzi rodzice dosłownie zasypywani sa propozycjami przedmiotow, przydasiow i "pomocnikow", ktore wdg.producenta sa niezbedne i konieczne do bezpiecznej i szczesliwej egzystencji twojego dziecka. Bez nich nie bedziesz dobra mama i jesli nie kupisz tego czy tamtego, znaczy to, ze nie kochasz swojego dziecka.  No bo jak to? na dziecko załujesz? Mimo usilnego unikania TYCH sklepow, informacje o "niezbedniku" młodej mamy docierały do mnie nieustannie. W pewnym momecnie poczułam nawet wyrzuty sumienia, ze kupiłam dziecku takie zwykłe białe, bawełniane pieluchy, zamiast muslinowych pieluszek z nadrukowanymi misiaczkami....
Czy jestem wyrodna matka, bo nie wycieram wymiocin mojego dziecka muslinowa chusteczka??? 

No, i czy moja coreczka czułaby sie lepiej gdyby wiedziała, ze jej wymiotki i oslinienia wchłaniaja nadrukowane, rozowe (oczywiscie rozowa wersja dla dziewczynek) misiaczki? Myle, ze moja corcia z radoscia strzela kupe niezaleznie od obecnosci lub braku misiaczkow, mam zatem nadzieje, ze poki co te białe tetrowe pieluchy ujda mi płazem... 
Poki co swietnie radzimy sobie tez bez specjalnego reczniczka z kapturkiem, bez stojaka na wanienke, przewijaka i bez specjalnego stojaka na butelki w kuchni... Poki co oczywiscie...
Najbardziej poraziła mnie jednak reklama torby na mokre rzeczy maluszka. 
Ok, wydaje sie normalne i oczywiste, przeciez bobaski mocza rzeczy! Siusiu czy kupa czasem ujdzie gdzies szczelina pieluszki, wymiotek, babelki ze sliny- normalna sprawa, jest mokro, to jasne. 
Ale zaraz, zaraz. powtorze raz jeszcze:
s p e c j a l n a  t o r e b k a  n a  m o k r e  r z e c z y....
Ta wyjatkowa i specjalna torebka tez ma wyjatkowa i specjlana cene, jest przezciez uszyta ze specjalnych i wyjatkowych, nieprzemakalnych tkanin...
To ja musze sie pochwalic: mam w domu ogromne ilosci 
nieprzemakalnych woreczkow na poslinione, zasiusiane i pokupkane rzeczy! moze sie sa takie super-hiper wyjatkowe, ale dostałam je zupełenie gratis podczas kupowania babanow i jabłek!Ten fantastyczny wynalezek nazywa sie: t o r e b k a  f o l i o w a i zajmuje wyjatkwo mało miejsca- miesci sie w kazdej kieszeni! Polecam!
jejku ludzie! nie dajmy sie zwariowac!

czy na prawde potrzebujemy tych wszystkich "niezbednych" przydasiow, tych gadzetow i "najlepszych pomocnikow młodej mamy"??
Aby nie było, ze taka ascetyczna jestem- ja tez mam duzo rzeczy dla dzidziusia. Wiekszosc z nich dostałam od przyjacioł i znajomych (dziekuje, dziekuje!). Sama kupiłam rzecz, ktora ratuje moj kregosłup, nerwy i portfel przed zbankrutowaniem na smoczkach- wieszadełko, na ktorym dynda wypluty przez Mała smoczek! To ci dopiero dobry wynalazek!

A najlepszym pomocnikiem mamy to chyba jest tata.

Ach tak sie wywnetrzniłam...a Wy? moze macie jakies pomysły i propozycje odnosnie takich dzieciowych przydasiow? moze jest cos o czego isnieniu nie mam pojecia, a co znacznie ułatwi funkcjonowanie z dzidzia? Macie jakies swoje odkrycia?
Bo jak juz pisałam,jestem w temacie zielona, poki co nie uzywamy butelek, ale moze z czasem doznam potrzeby posiadania osobnego stojaka na butelki.


Jejku, jejku ale sie rozpisałam...

to moze jeszcze foto dnia, ktore troche (nie)na temat.
oto mobilczek, ktory zrobiłam juz jakis czas temu dla małej K.
Koraliki, sznurek i oto jest. Dla mnie wielka radosc nawlekania, a dla małej..? jeszcze nie wiem- poki co wpatruje sie w inne dziwadełka, ktore dla niej zrobiłam, a o ktorych napisze juz wkrotce.