Wednesday, February 26, 2014

tiny, tiny clothes

Some time ago I was surprised:
"oh, who can be so small to use such tiny, tiny clothes? I hope it won't be my child! if she would be able to wear this it would mean that she is premature..."
and....?
she was wearing them! and the smallest one were far to big for her!
and she was not premature, she was two weeks later:)


Tuesday, February 25, 2014

kosmiczne zamieszanie

Znowu cos tam sobie tworze w tych kawałkach czasu, ktore skrzetnie wydłubie sobie z pomiedzy czynnosci dnia powszedniego. Poniewaz kawałki wydłubane maja te własciwosc, ze zazwyczaj trwaja krotka chwile, zatem rzeczy tworzone w tych własnie kawałkach czasu powstaja zazwyczaj tez po kawałku i w efekcie dosc długo zalegaja na moim stole. Z jednej strony fajnie- wydaje sie, ze na stole kwitnie zycie i ze jego włascicielka zapamietale tworzy w tworczje pasji. Z drugiej strony doprowadza mnie to szału, bo pasja podawana w takich wydłubanych chwilkach to nic wspolnego z tworcza nie ma. Pozatym jak przychodzi mi czas, ochota i natchnienie na jakies inne "wytworki", to musze najpierw posprztac stoł. Zazwyczaj w tym czasie ochota i natchnienie ida w las razem z czasem...
Chyba musze sobie sprawic wiekszy stoł. Taki wystaraczajco duzy abym na kazdym jego narozniku mogła robic cos innego.. a potem Maz bedzie mnie wołał: "Kochanie, gdzie jestes?". A ju na to odkrzykne: " na połnocnej stronie stołu moj Drogi!"

Tym razem na stole robie małe kosmiczne zamieszanie. Zobaczymy co z tego wyniknie. 
Oczywiscie nie omieszkam podzielic sie efektami mojego dziubania:))


Monday, February 24, 2014

Izola


Today Polish. Once again:)
Everyone who is intrested in what I wrote please use translator or...start to learn Polish:)

A u mnie jakos tak roznie. Raz tu, raz tam.

Po wspaniałym łikendzie znow przyszedł tydzien normalnie pracowity. Choc musze przyznac, ze dla mnie to jakos przestało miec wieksze znaczenie, bo dni "normalnego" tygodnia i te przez inne wyczekane- łikendowe zlewaja mi sie w jedno pasmo porankow, ktore tak niezwykle szybko zamieniaja sie w wieczory i nie roznia sie jakos wybitnie jedne od drugich. Czynnikiem najbardziej zmiennym i swiadczacym, ze oto, prosze panstwa mamy łikend, jest obecnosc w domu Pana Meza. Z Panem Mezem w łikendy wypdamy gdzies w poszukiwaniu słonca czy innych przyjemnosci. W ten miniony poszukiwania zaprwadziły nas nad morze. 
Wreszcie nad nasze ukochane morze! 
Ach, jak cudownie było usłyszec szum fal i poczuc słony zapach powietrza. Pierwszy raz dzielilismy te pieknosci i cudownosci z nasza Mała K. Nie wiem wprawdzie czy ona cos widziała i zapamietała, wszak Dziecina cały bozy dzien przespała snem niewinnego, ale chociaz małe płucka pooddychały sobie morskim powietrzem i jodem:) A ze wyladowalismy w Izoli (to takie małe nadmorskie miasteczko), to i jeszcze trafiła sie nam wisienka na torcie - przemiłe spotkanie z Kerry i Edwardem, naszymi mieszkajacymi nad morzem przyjaciołmi. Uwienczeniem dnia były przekaski w przemiłej lokalnej knajpce- sardelki z cytryna, kalamary i moja ulubiona bakala popijane delikatnym białym winem. Obsługa znakomita a kalamary najlepsze i najswiezsze jakie kiedykolwiek jadłam. I tak naprawde, to chyba wyrzadziłam sobie niedzwiedzia przysługe kosztujac tych wspaniałosci... teraz wszystkie morskie smaki bede porownywała do tych z Izoli... Nastepnym razem pojdziemy tam jeszcze raz- na pewno! I wtedy zapamietam sobie nazwe i dokładny adres coby podzielic sie z Wami tymi cennymi informacjami. Bo warto, naprawde warto! :) 
Tak na marginesie wspomne, ze kelnerzy rozpływali sie z zachwytu nad nasza K. i niewiedziec czemu cały czas zwracali sied o niej w rodzaju meskim....hmmm...czyzby stereotyp niebieskich spodenek był az tak rozpowszechiony?! Juz 3 raz spotkałam sie z zachwytami nad moim małym, słodkim CHŁOPCZYKIEM.. Czy płec dziecka ocenia sie po zielonej kurteczce i pomaranczowych spodenkach?
A my sie tylko smiejemy po cichu i mrugamy do siebie majac w pamieci wszystkie spioszki z "hello kitty", ktore "przekazalismy dalej"...
Ach, teraz moge juz napisac: pierwsza całodzienna wycieczka rodzinna zaliczona:)


Monday, February 17, 2014

spring in Ljubljana


Probuje sobie w domu choc troszke wiosny wykombinowac.
Dzis zdecydowanie pomagaja mi w tym tulipanki, ktore wesoło i romantycznie wygladaja sobie z dzbanuszka na stole w naszym przedpokojo-jadalni (kto u nas był, ten wie co to jest "przedpokojo-jadalnia":) Tulipanki rozowiutkie, pachnace tak, jak tylko tulipanki pachnac potrafia- swiezo i wiosennie. Tulipanki bardzo romantyczne choc wyjatkowo nie od Pana Meza. Tym razem miło zaskoczyła mnie nimi prababcia naszej K. a babcia mojego Meza, ktora przywitała mnie z bukiecikiem kwiatkow podczas naszych sobotnich odwiedzinek w Marbiorze. To było szalenie miłe. A poniewaz prababcie w tym samym czasie odwiedziła rowniez babcia naszej K., mielsimy zatem iscie "pokoleniowe" sobotnie popołudnie. No i to co jeszcze umilało nam rodzinne spotkanie było słoneczko cieplutko wygladajace zza chmurek. 
Wczoraj wykorzystujac słoneczne promienie i niedzielna temperature wysoko nad 0 st. wybralismy sie na spacer do parku. Na ten sam pomysł wpadła chyba ponad połowa mieszkancow Ljubljany. Park był peeeeeełny spacerowiczow, na palacach zabaw roiło sie dzieciakow, na trawnikach roiło sie od pieskow. Szybko oddalilismy sie krokiem zdecydowanie szybszym od spacerowego w spokojniejsze czesci miasta. Ach, jak przyjemnie było rozkoszowac sie pieknem Ljubljany (nad architektura i klimatem tego miasta moge tylko"ochac" i "achac") i wygrzewac przy tym plecki nie na kaloryferze ale w najprawdziwszym słoncu! 
W sercach pojawiła sie nadzieja na rychłe nadejscie wiosny. 
Złudna i prozna.
Dzis znow pojawiło sie zjawisko nazwyne powszechnie "ciapa" lub inaczej deszcz ze sniegiem... Boszszsz....a ja juz tak bardzo cieszyłam sie na długie spacery połaczone z wysiadywaniem na ławeczkach i trawnikach...
Pozostało tylko czekanie na wiosne i słonce , i słoneczno-wiosenna Ljubljane.


Wednesday, February 5, 2014

handmade rabbits




Some news are coming!
From today you can "adopt" not only one (or more)) of my handmade teddy bears! Here is The Rabbit Family!
Each of this cute, little creatures is sewn at home out of soft, cotton fabrics and is filled fluffy polyester fibre in top quality.
They are all sewed and without any glued elements which can be bitten off and swallowed. They have embroidered eyes and noses. All of them have some applications on their soft bellies. You can easily wash them.
So check out fold "shop" on the top of this page (or click here: SHOP). 
If you are intrested in some of handmade softies just write me an e-mail.

Monday, February 3, 2014

red or white wine?


Słowenia pokryła sie lodoywm płaszczem, gdzieniegdzie tak zasypało, ze mieszkancy co poniektorych miasteczek spedzaja wieczory w romantycznymblasku swiec i opatuleni w kocyki. W Ljubljanie nie jest tak zle. Drzewa przepiekne, gałezie uginaja sie pod ciezarem lodowych czapek - nic tylko na spacer trza sie wybrac opatuliwszy przedtem siebie i Dziecie w ciepłe szale i rajstopki. A przed wybyciem do krainy sniegiem i lodem marznacej, dziele z wami troche rozgrzewajacych wspomnien z cudownego, przymorskiego regionu Słowenii (nasz wypad w Goriška Brda mozna sobie odswiezyc o tutaj: http://mariaszmatula.blogspot.com/2013/11/red-wine-and-olive-trees.html).

Wino białe i czerwone, letnie sukienki, małe domki, winnice i zapach nie tak dalekiego morza....ach i och... oczywiscie nie mogło zabraknac drzewa z owocami kaki i kota)