Wczoraj chciałam trochę poudawać, że mam wolny łikend i wykorzystując przepiękną pogodę i odrobinkę wolnego czasu, wpadłam przed swoim dyżurem w knajpie do Parku Tivoli. Park był pełen. Wszyscy Ljubljanczanie wpadli na ten sam pomysł co ja. Zresztą wpadają na ten pomysł w każdy łikend i w każdy dzień, w który dopisuje pogoda park pełen jest spacerowiczów, pinkikowiczów, rodziców z dziećmi, wyprowadzaczy psów, czytaczy, biegaczy, joginistów, ćwiczących taj-czi, biegających. Trawniki pełne są ludzisk leżących, siedzących, opalających się, świętujących urodziny, grających na gitarach, bawiących się z dziećmi, czytających, jedzących drugie śniadanie (a co dodatkowo miłe- wyłożenie ciała na trawie jest zupełnie bezpiecznie, ponieważ w parku są psie toalety). Muszę przyznać, że Słoweńcy naprawdę potrafią wykorzystywać uroki swojego miasta.
Ja zalogowałam się na kocyku obok Dejana, który ćwiczył swoje żonglerskie, akrobatyczne i breakdansowe sztuczki i wykorzystałam czas na słodkie nieróbstwo.
Jakbym widziała szkicownik jakiegoś Mistrza :) I podróżnika zarazem. Bardzo ciekawe, Kochana!
ReplyDelete